Categories: Patron szkoły

by administrator 2

Share

Categories: Patron szkoły

. administrator 2

Udostępnij

Gdy wybierano kard. Wojtyłę na papieża miałem 7 lat. Pamiętam dzień, w którym polskie media ogłosiły wybór na Stolicę Piotrową naszego rodaka. Była niedziela. Siedziałem przy stole i odrabiałem lekcje na poniedziałek, gdy w pewnym momencie moja mama zaczęła krzyczeć: „Koniec świata, koniec świata”. Ten okrzyk był tak przejmujący, że bardzo się przestraszyłem. Faktycznie myślałem, że stało się coś takiego, co ma wpływ na losy moje i całego świata. Wtedy, jeszcze jako dziecko nie myślałem w tych kategoriach, lecz obecnie jakoś mi się to wiąże w jedną całość. W momencie rozpoczęcia pierwszej pielgrzymki byłem o rok starszy. Jednakże każda wzmianka w telewizji napawała mnie dumą, że Głowa Kościoła, Polak przyjechał odwiedzić swoją ojczyznę. Mama była na Błoniach Krakowskich i wróciła ogromnie wzruszona.

Po raz pierwszy w pielgrzymce papieskiej uczestniczyłem, gdy Ojciec Święty przyjechał do Tarnowa. Niestety, ale odnotowałem to spotkanie jako jeden wielki chaos organizacyjny. Nie dopuszczono autokarów w pobliże miasta. Musieliśmy iść chyba ze 12 km, aby dotrzeć na plac uroczystości, a nikt nie był na to przygotowany. Rezultat był taki, że ołtarz ledwie widzieliśmy, a na miejsce przyszliśmy w trakcie homilii. Był to okres politycznie bardzo gorący stąd milicji i ochroniarzom strasznie się dostawało od ludzi.

Następne spotkanie miało miejsce w Rzeszowie. Miałem służbę liturgiczną jako ministrant pomagający w rozdawaniu Komunii w sektorze E-11. Jedyną zaletą sektora było to, że obok niego wiodła trasa przejazdu Papamobile. Siedząc na żerdziach mogliśmy spokojnie przyjąć papieskie błogosławieństwo. To była jedna chwila…

Później było Krosno i Sandomierz. W końcu przyszedł rok 2000. Z Komendy Hufca zaproponowano mi wyjazd do Rzymu. Stwierdziłem, że cena jest korzystna, a trochę zadłużyć się dla takiego celu zawsze można. Pojechałem. Byliśmy na Mszy kanonizacyjnej Siostry Faustyny Kowalskiej z czego bardzo się cieszę. Nie dane nam było spotkać się z Ojcem Świętym na audiencji generalnej. Wówczas wydawało mi się, że jest to marzenie ściętej głowy, ale Pan Bóg swoim sługom niegodnym rozdaje różne niespodzianki. W 2004 r. na wakacjach zwrócił się do mnie ks. Lucjan Szumierz i zaproponował mi wyjazd do Włoch na 10 dni. Prosił, żebym pojechał jako muzyczny za darmo. Niestety akurat wtedy wypadł mi ślub brata. W tym samym roku Siostra Dyrektor prosiła, abym pojechał razem z nimi. Znów kusząca propozycja, jednakże akurat wtedy spodziewaliśmy się dziecka. Znów nie jadę. Jeszcze nie minęło dobrze pół roku, a tu Siostra Dyrektor po raz kolejny namawia mnie, abym pojechał. Nie chciałem podejmować sam decyzji. Nasza Kornelka miała wtedy 7 miesięcy i dla jednej osoby opieka nad dzieckiem na okrągłą dobę stanowi spory wysiłek. Stąd uzależniłem to od decyzji żony. Stwierdziłem, że jak powie „nie”, to nie pojadę, zaś Siostrze Dyrektor powiedziałem, że ma się dobrze modlić w tej intencji. Jakie było moje zdziwienie, gdy żona powiedziała krótko „jedź”. To była ostatnia audiencja w Jego życiu.

      Pan Bóg prowadzi człowieka krętymi drogami do siebie. Wstydzę się o tym pisać, ale w czasie moich spotkań z Ojcem Świętym podczas Jego pielgrzymek Jego głos był taki daleki. Pamiętam, że na Światowym Dniu Młodzieży w Częstochowie bardzo ciężko docierało to, co chce nam powiedzieć. Tak było także na większości pielgrzymek. Teraz dopiero widzę, co straciłem, dopiero teraz doceniam Jego wkład w moje życie, w sytuację na świecie. Dopiero nie tak dawno zdałem sobie jednak sprawę z tego, że był dla mnie kimś więcej niż tylko rodakiem, autorytetem, bohaterem, świętym tego świata. Wierzyć razem z Nim było łatwiej. Nawet jak nie mówił do człowieka, to serce pałało w nim i znoszenie trudów było łatwiejsze. Teraz pozostaje mi naprawić błędy mej młodości. Bardzo chcę zgłębić nauczanie Ojca Świętego stąd postanowienie zakupienia jego Pism. Drugim postanowieniem jest modlitwa w Jego intencji. Bogu dziękuję za to, że 26 lat mojego życia było złączone z osobą, której za plecami stałem tylko raz.

 T. J.